Dam radę. Zawsze daję radę.
Spacer po długim korytarzu sprawił, że każdy nerw w jej ciele próbował jej zasygnalizować, że to zły pomysł, by tu być. By tu funkcjonować. By żyć. Każdy jednak znak, nawet największy od siebie odrzucała, próbując ułożyć w głowie proste wytłumaczenie swoich czynów. Takowego jednak nie było, co jeszcze bardziej skręcało ją od środka. To dziś miała zacząć się jej podróż, jej taniec...
Nim weszła do pokoju socjalnego usłyszała fragment rozmowy między jej przełożoną a szefową zakładu, która już poprzedniego dnia wykazała się "niezwykłym zamiłowaniem dla drugiego człowieka".
- Posłuchaj, jeżeli tutaj nie będzie tak jak ja chcę, nie będzie tu ciebie, zrozumiano? - usłyszała ochrypły, stary głos, należący do pani Hadum. - I nie śmiej o niczym mówić tej młodej blondynie. Gorzko tego pożałujesz - wyszła z pokoju, zdezorientowana widząc Katherine stojącą tuż pod drzwiami. Speszenie na jej twarzy akcentowały czerwone policzki, które płonęły na jej twarzy niczym piekło. - Witam, pani Orchis. Proszę iść do swojej przełożonej, w tej chwili!
- Dzień dobry - odpowiedziała, przesuwając kosmyki swoich blond włosów za ucho.
- I zwiąż te włosy, w pracy się tak nie chodzi - opowiedziała, myląc te słowa prawdopodobnie z prostym: Powodzenia w pierwszym dniu pracy. Te proste gesty doprowadzały Kate do szału, nie mogła zrozumieć jak w człowieku może być tyle nienawiści do całego wszechświata.
Czy ślimak leżący na drodze podzielony na dwie części jest winien pańskich problemów, pani Hadum?
Wchodząc do pokoju socjalnego poczuła aurę dobroci, promieniującą od jej przełożonej. Ta drobna kobieta samą swoją obecnością wywoływała u człowieka uśmiech. Opromieniała Katherine przywitała się z panią Darkmind i włożyła na siebie strój salowych. Szorstki materiał drapał jej alabastrową skórę, każdy jego skrawek był jak małe igiełki dla niechronionego ciała. Związując włosy poczuła nagle, że odebrano jej jej kobiecość, jej normalność i przynależenie do grupy społecznej zwanej: zdrowi. Znów poczuła się jakby była tutaj z powodu ogarniającej ją z każdej strony depresji, poczuła lekkie ukłucia w czaszce więc czym prędzej udała się do torebki by wziąć leki. Z mechanicznych ruchów wyrwała ją jakaś kobieta - prawdopodobnie również salowa - wbiegająca do pokoju z przerażoną miną. Nerwy targały nią doszczętnie. Ręce trzęsły jej się niczym epileptykowi, dlatego sama Kate zaczęła się martwić co mogło się stać.
- Suz... Suzanne... Ona... Ona chce się zabić! - krzyknęła, wprawiając Katherine w osłupienie. Dopiero teraz zorientowała się, że w pomieszczeniu nie ma pani Darkmind, że została sama. - Musisz coś zrobić, ja nie wiem co się dzieje! Nie wiem! - krzyki kobiety stawały się jeszcze donośniejsze, sprawiały że krew w żyłach Kate zaczynała się oziębiać, by zaraz zmrozić się z przerażenia.
Idę tańczyć. Z demonami.
Wbiegając na oddział poczuła napierający do niej z każdej strony strach, mimo to postanowiła walczyć ze słabościami, niczym Dawid z Goliatem. Nie ona teraz się liczyła. Czyżby została wystawiona na próbę już pierwszego dnia?
Przybiegając do drzwi pomieszczenia przeznaczonego dla Suzanne zobaczyła postać stojącą przy jej - otwartych - drzwiach. Mężczyzna z krótkimi blond włosami stał szeroko w przejściu krzycząc wniebogłosy, niczym niewyżyte zwierze na polowaniu atakował swoją ofiarę.
- I powiesz mi może że ON cię kocha? - zaśmiał się głośno przygłuszając płacz dochodzący z izolatki Suzanne. - JEDNO WIELKIE GÓWNO!
Słysząc te słowa Katherine przyspieszyła, czując już że szybciej biec nie może. Dobiegając do Gabriela - bo to on okazał się postacią stojącą w drzwiach - odepchnęła go z taką siłą, że poczuła jakby jej ciało zaatakowało mur o grubości trzech boisk footballowych. Cios, którym zaatakowała Gabriela, wytrącił go z równowagi, przez to upadł mocno na ziemię. Nie zrobił jednak tego sam, ponieważ złapał kurczowo Katherine, zamknął ją w uścisku i nie puścił póki ta nie wyszarpała mu się, drapiąc go i gryząc. Podnosząc się z podłogi posłała mu groźne spojrzenie i pobiegła szybko do Suzanne.
Pokój w którym teraz się znajdowała przypominał ruinę. Każdy przedmiot który się tutaj znajdował został poharatany i rzucony w zupełnie inne miejsce. Na środku tego chaosu, skulona, siedziała Susy. W ręku trzymała szkło. Dopiero teraz Kate zorientowała się, że szyba w jej pokoju została wybita.
Co jeżeli ty wcale nie masz powodów by tego nie robić, Suzanne? Jak mogę cię powstrzymać?
Każdy człowiek będący w jej sytuacji natychmiast kazałby Suzanne odłożyć szkło. Nakazałby jej się uspokoić i to przemyśleć. Nikt jednak nie zdaje sobie sprawy z tego, jaką walkę sam w sobie przechodzi człowiek próbujący odebrać sobie życie. On potrzebuje tylko jednego - wsparcia. Katherine bez zastanowienia podeszła do Susy i objęła ją mocno, przytulając ją do piersi. Oddała temu gestowi całą swoją frustrację i wewnętrzny ból, próbowała obdarować Suzanne jak największą czułością, opiekuńczością i wszystkim tym, czego tutaj nie było. Nie poczuła żadnego sprzeciwu. Ani jednego ruchu sygnalizującego, że postąpiła źle. Zamiast tego wyczuła jak ręce pod nią rzucają przedmiotem o podłogę, który roztrzaskuje się na milion małych kawałeczków.
"Milion małych kawałeczków, na które się rozpadliśmy".
Utuliła Susy mocno, czując przy tym wilgotność jej policzków, jej ramion i dłoni. Pomieszanie krwi i łez wywołało u niej lekkie zawroty głowy, ale czym to jest w obliczu tego, co stało się przed chwilą?
- On miał mnie kochać - usłyszała pod sobą. Poczuła, że przykrość tej sytuacji powoli ją zatraca, nie wiedziała też dlaczego nikt tutaj się nie pojawił oprócz niej - jakby nagle cały personel zniknął w obliczu problemu.
- Posłuchaj Suzanne - powiedziała, odsuwając się lekko od niej i ocierając jej twarz z łez. - Gdzieś na świecie jest osoba, która zasługuje w pełni na twoją miłość a ty zasługujesz na miłość tej osoby. Jest na świecie osoba dla której to ty jesteś całym światem. Nie możesz pozwolić tej osobie ten świat stracić. Jesteś dzielną buntowniczką, nie możesz być słaba - powiedziała i ułożyła dłonie na jej ramionach w geście wsparcia. Na twarzy Susy malowało się niedowierzanie i strach jakby chciała powiedzieć: Ty jesteś prawdziwa?
Nim zdążyła cokolwiek dopowiedzieć poczuła, jak ktoś ciągnie ją mocno za ramię. Dotyk był nachalny i surowy, obawiała się więc Gabriela, którego zostawiła na korytarzu. Odwracając się jednak ujrzała postać pani Hadum z ostrym wyrazem twarzy.
- Na dziś już skończyłaś swój dyżur.
Nigdy go nie skończę. Nie tutaj i nie z tymi ludźmi.
~*~
Jeszcze raz zapraszam do obejrzenia zwiastuna:
Od razu z takimi emocjami? Nie za szybko?
OdpowiedzUsuńPo pierwsze to fajnie pokazałaś, że Katherine jest miłą i kochającą osobą. Poza tym to fajnie, że po prostu przytuliła Suzanne, bo najprostsze gesty są zawsze najlepsze. Poza tym... Gabriel mnie wkurza, ale wiem (za względu na zwiastun, szablon itd), że będzie ważną osobą w życiu Kate... Boję się jedynie, że to może ją pogrążyć... Mam nadzieję, że to ona wpłynie na niego a nie on na nią. A tak poza tym to ta pani Hadum mnie na maxa denerwuje, jej zachowanie itd.
A, i co miało znaczyć to zdanie na początku: Nie mów nic blondynie?
Jeju, mam tyle pytań, że aż szkoda gadać.
PS Uwielbiam 30STM, nie jadę na koncert, ale mam nadzieję, że ty będziesz się dobrze bawić.
PS2 Fajnie, że dodajesz co jakiś czas "przemyślenia" Kate (tzn to pochyłą czcionką). Przez to możemy ją bliżej poznać.
No to nie mogę się doczekać nowego rozdziału, mam nadzieję, że powstanie jak najszybciej.
Pozdrawiam, Karla
Mam nadzieję, że na koncercie będzie fajnie :)
Usuń+ Nie odpowiadam na pytania, wszystkiego dowiesz się z biegiem historii. Na niektóre pytania sama nie znam odpowiedzi :)
No fajnie, fajnie... ale co tak krótko?! Dlatego pewnie komentarz będzie niedlugi.
OdpowiedzUsuńNo proszę, czyżby nasza bohaterka sama miała problemy z depresją? Ciekawe, ciekawe... brakuje mi właśnie tego życia osobistego tej postaci. Na razie widzimy ją tylko w tym zakładzie, a nie w domu. Mam nadzieję że z czasem dowiemy się o niej czegoś więcej. Akcja z sambojczynia pełna emocji kończy się interesującym rozwiązaniem :) Denerwuje mnie tylko to, że zarówno Gabriel jak i inne postacie mają sztywno przypisane cechy. Czyli on: zły zly zły, ona: dobra i przyjemna! Mam nadzieję, że to się rozwinie i poznam różne oblicza głównych bohaterów.
Ps. Przepraszam ze ewebtualne błędy, mecze się na klawiaturze w telefonie.
Czekam oczywiście na dalszy ciąg oraz dłuższy niż ten rozdział :)
Trochę faktów z życia jest w prologu, czyli tutaj: http://dance-with-demons.blogspot.com/2014/05/prolog.html
UsuńA ja dopiero teraz czytam ten rozdział :(
OdpowiedzUsuńAle cóż mogę powiedzieć?
Wspaniały, wspaniały, wspaniały! Trochę taki przytłaczająco smutny - idealny na mój humor w dniu dzisiejszym :)
Twój styl pisania, jeszcze raz mówię - cudowny, oddaj mi swój talent *-*
Hehe, nie będę zanudzać, ale spotykam kolejną fankę 30STM - dużo nas jest wśród blogowiczów :)
Masz szczęście, że wybierasz się do Rybnika, ja niestety nie mogę jechać, ehh :(
Pozdrowienia :)
http://this-is-love-30stm.blogspot.com/
http://ryunneshinigamikenpachi.blogspot.com/
Dziękuję za miłe słowa :)
UsuńRównież się cieszę, że nareszcie zobaczę Marsów na żywo... to wspaniałe uczucie :)
Wiem, że sporo czasu minęło już od czasu publikacji tego rozdziału. Jedyne, co mnie w jakiś sposób usprawiedliwia to sesja, wredna suka.
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy, rozdział mi się podobał, nie wiem, czemu masz co do niego wątpliwości. Emocje są jak najbardziej na miejscu.
Strasznie, ale to strasznie nie lubię pani Hadum, panoszy się w ośrodku , jakby wszystko jej było wolno. Widać, że uwielbia rozstawiać wszystkich po kątach i czuć nad nimi władzę. Dobrze, że przełożona Katherina nie daje sobą pomiatać, tylko przyjmuje jej rozkazy ze stoickim spokojem, zapewne wyrzucając w myślach stosowne wiązanki.
Przeraziłam się na wieść o tym, że Suzanne próbuje popełnić samobójstwo, lecz jeszcze większym szokiem było pojawienie się tam Gabriela. Nie rozumiem, dlaczego to on napadł na biedną dziewczynę, znęcając się nad nią słownie. Zaczynam się go trochę bać i stwierdzam, że jest coraz bardziej nieobliczalny, można nawet rzec, skrywa w sobie wiele demonów. Katherine faktycznie nie będzie miała z nim łatwego życia. Za to to, w jaki sposób opanowała sytuację, która, zapewne, była ponad jej siły, jest godne podziwu. Myślę, że z nawiązką pokazała, że nadaje się do pracy w takim ośrodku i że nie wszystkie konflikty należy rozwiązywać siłą czy krzykami. Susy nie potrzebowała wiele, należało ją jedynie przytulić, dać odrobinę miłości i słowa zrozumienia.
Bardzo ładny rozdział, szkoda tylko, że taki krótki. Zaczytałam się na całego, a on skończył się w okamgnieniu.
Czekam na kolejny!
Pozdrawiam :)
Zaczynam się leciutko gubić. Coś tu jest nie tak. W tym miejscu ludzie nie pomagają tym zagubionym istotom. Dlaczego kierownicza zakładu zamiast stać dumna z tego, jak wspaniałego pracownika wybrała do swojego zakładu ciągnie ją za ramię z miejsca, gdzie znajduje się Suzan, która jeszcze chwilkę temu chciała odebrać sobie życie? Przecież to jest wręcz nieludzie, niemoralne, bezczelne. Cieszę się, ze tu trafiła. Z własnego wyboru, nikt jej nie zmuszał. Chce nieść pomoc tym ludziom, którzy są zagubieni w otaczającej ich rzeczywistości. Sama doskonale wie jak to jest być na dnie.
OdpowiedzUsuńZostał ni jeszcze jeden rozdział. To idealny moment, aby do nadrobić. Biegnę!